Konserwacja tkanin to pracochłonne zajęcie. Wymaga dużej cierpliwości i wiedzy. Moja ostatnia praca zajęła mi blisko rok. Uratowałam XVIII wieczną francuską tapisserię. Tkanina była w opłakanym stanie. Wisząc u mnie na ścianie przez wiele lat, rwała się już pod własnym ciężarem. Ocalenie tego skarbu było dla mnie już koniecznością lub wręcz obowiązkiem, ponieważ uważam, że tapisserie to jedne z najpiękniejszych dzieł sztuki użytkowej jakie stworzyła ludzka ręka. Największym dla mnie problemem okazało się jednak znalezienie dużej ilości wolnego czasu. Przed konserwacją oddałam tkaninę do profesjonalnego czyszczenia. Została wyprana w destylowanej wodzie. Ten konieczny zabieg osłabił dodatkowo tkaninę. Fragmenty jedwabne zaczęły kruszyć się w rękach. Wzmocniłam więc całą tapisserię podszywając pod spód delikatną bawełnianą tkaninę przypominającą gazę. Po tym mogłam rozpocząć naprawę. Posuwałam się powoli centymetr po centymetrze. Pracowałam codziennie po kilka godzin. Najpierw usuwałam niewłaściwie wykonane fragmenty starych napraw, których tkanina przeszła wiele przez blisko 300 lat swojego istnienia. Uzupełniałam liczne, brakujące pionowe nitki osnowy, a następnie wypełniałam poziomymi nitkami wątku. Dużej staranności wymagało odtwarzanie zniszczonych fragmentów wzoru i dokładne dobieranie kolorów wełny tak, aby całość była spójna. Do tkania używałam grubych igieł. Wykruszony jedwab zastąpiłam nitkami bawełnianej muliny. Po zakończonej konserwacji tapiseria została wyprasowana i podszyta od spodu dodatkowo lnianą podszewką. Na koniec, z lewej strony na górze doszyłam taśmę z rzepem. Tak przygotowana tkanina była gotowa do montażu.